środa, 14 września 2016

DZIEŃ 4 #EVERGLADES #FARMAALIGATORÓW

Dzisiaj jeden z takich dni po których jest człowiekowi przykro, że doba trwa tylko 24h. Zresztą, każdy dzień z moich tegorocznych wakacji taki jest... Chyba się zestarzałam :D Z dnia na dzień te wakacje są coraz to lepsze i nie chce żeby się kiedykolwiek kończyły. No, ale życie to nie bajka i zaraz wracam na uczelnie, gdzie czekają na mnie egzaminy. Ale myślami jestem jeszcze w Everglades i nie tylko (w każdym razie w Stanach)... Mimo, że w tym momencie siedzę na lotnisku JFK w Nowym Jorku i za 2h wylatuję do naszego pięknego kraju w którym będę już za 12h. Ale post pewnie jakoś na dniach dodam. Bo tutaj - na lotnisku - w Ameryce do cholery - nie ma internetu :v 
 
Wracając do Everglades, a może nawet zaczynając bo nic jeszcze konkretnego nie napisałam. Jakoś ok. godz. 9 wstałam i poszłam zjeść śniadanie, potem się spakowałam i wyruszyliśmy w trasę. Jechaliśmy całe szalone 15 minut. Wejście jak wejście - nic specjalnego. Od początku zostajemy zasypani pamiątkami - bo przez gift shop wchodzimy do kasy biletowej. W naszym hotelu znaleźliśmy kupony zniżkowe na 3$ na wejście do Everglades HAHA. Jako, że lubię jak coś można dostać taniej to chętnie skorzystałam. 
 
O samym parku mogę powiedzieć, że jest śliczny. Piękne miejsce, wspaniałe rośliny i one... ALIGATORKI <3 <3 <3. Przeeeeekochane i przesłodkie. Duże nawet trochę straszne ale małe.... Toż to koniec, czegoś tak uroczego nigdy nie widziałam i nie trzymałam w ręce. 
 
Jedyne co mi się nie podobało, to show aligatorów, bo uważam, że jeśli ciągnie się zwierzę za ogon to to boli. I jakiś tam pan z Evergades mi nie wmówi, że tak nie jest. Kolejną rzeczą, była taśma na pyszczkach małych aligatorków. Smutno mi się aż zrobiło a nie wesoło, jak innym. Trochę później było snake show, na którym pan pokazywał węże. W sumie ok, ale dla mnie  to takie przeczekanie przed karmieniem aligatorów które moim zdaniem było zaaaaajebiste. 
 
Szkoda, że mój głupi, durny, idiotyczny telefon postanowił się zaciąć jak chciałam zapisać film z karmienia i usunął film i trochę zdjęć. DZIĘKUJĘ SAMSUNG :/ Tak czy tak, swoje pamiętam. No ale nie pokażę. Tzn. pokażę, ale nie wszystko. Bo zdjęcia mam też z aparatu. Który myślałam, że ma żenującą jakość, ale jednak na komputerze wyglądają całkiem, całkiem. 
 
Po show i reszcie rzeczy pojechaliśmy na plażę MIAMI BEACH, gdzie zjadłam sushi na kolację (w Stanach pokochałam sushi :v). Właśiwie to pseudo kolację bo była 16. Ale musiałam tak dlatego, że o 18 jechałam już na lotnisko. 
 
Byłam cholernie źle nastawiona, bo nie bardzo lubiłam linię American Airlines. Ale zmieniłam zdanie. To jak linia zmieniła się w przeciągu roku jest dla mnie zaskakujące. Gdy wypełniałam "..." na stronie gdzie kupiłam bilet wyskoczył komunikat, że rok temu oceniałam lot tą linią zupełnie odwrotnie niż w tym. Coś w tym jest. W czasie lotku trochę napisałam i obejrzałam film "Park jurajski". Jako, że pogoda była śliczna to pilot leciał bliżej ziemi żebyśmy widzieli miasta nad którymi lecimy. Nad każdym mówił o jakieś ciekawostce z nim związanej. Mega. Reszta o tym jak dotarłam do mojego hosta, w następnym poście. 
 

















NIE UWIERZĘ, ŻE GO TO NIE BOLAŁO. 
 














 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz