Drugiego dnia zaraz po wczesnym wstaniu z łóżka (8:30 hahah) poszłam z Magdą po śniadanie które, no powiem szczerze najlepsze nie było. Muffiny z proszku i kawa WOW. Ale kawa była dobra, to ratowało całą sytuacje. Tak jak pierwszego dnia wieczorem pogoda była deszczowa, nawet bardzo, huragan normalnie! W nocy było tornado więc huraganik to w sumie nic takiego :D
Z naszego hotelu do NASA było jakieś 45 minut które w całości wykorzystałam na sen :3 Oczywiście na miejscu okazało się, że mój bilet w telefonie nie przejdzie i muszę iść po punktu info gdzie wydrukują mi wersję papierową #XXIwiek.
W sumie od razu po wejściu poszliśmy na autobus wycieczkowy KENNEDY SPACE CENTER. Wycieczka trwała 2h i umówmy się, miewałam lepszych przewodników. Nie mówię, że było całkowicie źle, no ale mówiąc coś o budynkach znajdujących się na terenie NASA naprawdę najmniej interesującą mnie informacją jest ta, jaką wysokość i szerokość one mają :v
Po przejeździe autobusem (autokarem, whatever - hoho 2 miesiące za granicą i już polskiego zapomniała!) zobaczyliśmy replikę rakiety i salę z pamiątkami z pierwszej udanej misji na księżyc! Można było nawet dotknąć księżyc (tak, zrobiłam to więcej niż raz :p)
W czasie pomiędzy dotykaniem księżyca a ultrafajną prezentacją (zajebistaaaaa!) poszłyśmy sobie coś zjeść, Tym czymś był pam pa ra paaaam BURGER. Ale tak złego jedzenia to ja nigdy nie jadłam. Mogli się bardziej postarać za te 8$ niż wrąbanie rozwalonych i śmierdzących frytek oraz bułki z serem i mięsem (tak tak, burger bez warzyw, bez niczego, pewnie też bez glutenu). Dopiero jak wrąbało się do niego pół litra ketchupu i majonezu i cebulki z woreczka (ahaa) to miało jakiś smak. Jakiś. Konkretnie cebulowo - majonezowo - ketchupowy :v
Po tym jakże zacnym posiłku poszłyśmy na prezentację która obrazowała misję na księżyc, była bardzo fajna, a to co było na końcu (jak wgram filmik, to pokażę :D) było wprost niesamowite! Zaraz po prezentacji wróciliśmy do strefy zwiedzania. Tak też wzięłam udział w zabawie w symulator rakiety! Mega, taka trochę jak karuzela, ale w środku wszystko wygląda jak rakieta! To było już ostatnie co zobaczyliśmy.
Potem wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy na MIAMIIIIII! Jak tylko wjechaliśmy to zobaczyłam "BEST BUY" i pomyślałam, a kupię sobie aparat. Tak, żyjąc chwilą na drugi dzień stałam się posiadaczką aparatu...
Prezentacja trwa...
Selfie musi być :D
I to nie jedno :D
JEDZENIE KOSMICZNE :V
W Stanach już święta ;d
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz