poniedziałek, 19 września 2016

AN AMERICAN HAUL #SHOES #REEBOK #TOMMYHILFIGER #GAP

Teraz czas na to, co lubię najbardziej! Czyli zakupy. Postanowiłam zacząć od butów, bo jest ich najmniej. Miałam w planach jeszcze 2 pary, ale nie wiem gdzie bym je włożyła! :D Jedne z nich kupiłam w sklepie Tjmaxx a pozostałe 2 pary w outletach ;) 



1. Tjmaxx - Tommy Hilfiger - rozmiar 7 (37,5) 
- przecena na 15$z 39.99$




2. Reebok classic - Outlet Reebok - romiar dziecięcy 5 (ok. 37)  -przecena o 50% - 22$ 




3. Gap - Outlet Gap - 2,7 $ - 7 (37,5)
 - przecena + zniżka studencka 





niedziela, 18 września 2016

DZIEŃ 9 #LASTDAY #BROOKLYN #MANHATTAN #DYLANSCANDYBAR #JFK #GOODBYE #WRACAMDOPOLSKI

Mój ostatni dzień w NYC spędziłam sama. Brzmi trochę smutno, ale tak mi bardziej pasowało. Pożegnałam się ze wszystkimi rano przed wyjściem i ruszyłam na Brooklyn. 

Zaczęłam od kawy z Mc D. jak zwykle. Później szukałam sklepu o nazwie "Best buy" bo chciałam oddać aparat który kupiłam na Florydzie. Nie jest mi on potrzebny w Polsce, ale teraz już jestem w domu i aparat leży obok... Cóż, sprzedam na allegro albo gdziekolwiek, bo zamówiłam właśnie nowy telefon który ma lepszy aparat niż ten. Ale na szukaniu Best Buy którego nie ma spędziłam jakąś godzinę. Dziękuję GPS :v 

Smutna i zła pojechałam na Manhattan gdzie znalazłam Dylan's Candy Bar i kupiłam sobie muffinkę na słodycze. Jako, że nie miałam już pieniędzy to nie zapełniłam jej słodyczami (i dobrze, bo miałabym nadbagaż jak jasna cholera!). Stamtąd udałam się na ostatnie widzenie Times Square a później (ok 14) wróciłam już na Brooklyn. 

Tam wzięłam prysznic, przepakowałam się po raz tysięczny i zadzwoniłam do mojego taty (z którym nie miałam kontaktu, bo Internet działał spoko, ale tylko na FB etc. skype byłby masakrą). Po 15:30 zaczęłam się zbierać na lotnisko (JFK) i wtedy stała się najlepsza rzecz jaka mogła się zdarzyć! 

Moja hostka zaproponowała, że mnie podwiezie, bo nie mam taksówki a nie będę się przecież autobusem wozić! I podwiozła mnie pod samą stację metra i pomogła mi z bagażem aż do wejścia na stację! Tam już czułam, że to koniec. Pustka i smutek i plan na powrót do Stanów w przyszłym roku. Jako, że miałam milion kilo bagażu to nie umiałam wejść do metra. Nikt nie był chętny żeby mi pomóc więc przegapiłam 2 bo nie zdążyłam w tymi tobołami podejść. Ale przy 3 podejściu pomógł mi jakiś miły pan :)) Metrem podjechałam na stację Howard Beach skąd wystarczy zejść o jedno piętro niżej i już jesteśmy przy wejściu do AIRTRAIN który podwozi nas za 5$ na nasz terminal (nie wiem jak to zrobili moi znajomi, że płacili za to jakieś 10-15$ hmmmm). 

Na terminalu poszłam wypić ostatnią kawę (dyniowaaa <3) i zjeść ostatni posiłek na terenie Stanów (Mc Pick 2 - triple cheeseburger i 10 McNuggests z sosem słodko - kwaśnym). Jak tylko zjadłam to poszłam się przebrać (na zewnątrz gorąco a wiadomo, że ubrania letnie są lżejsze) i zrobić ostateczne ważenie bagażu, żeby móc go nadać! Musiałam wyrzucić mgiełkę i zupki chińskie (mgiełce od samego początku był pisany taki los więc no, a zupka no cóż, musiałam coś jeść w trakcie podróży!). 

Oczywiście Pani z Lufthansy kazała mi wcisnąć moją walizkę (kupioną na ich wymiar!) wcisnąć w ten metalowy koszyczek na lotnisku. Moim zdaniem, te koszyczki są niemiarodajne, bo mierzyłam walizkę w sklepie i porównywałam z wymiarami na stronie Lufthansy i teoretycznie miałam i na wysokość i na szerokość zapas, a na lotnisku dosłownie usiadłam na walizce, żeby się tam zmieściła :/ (nie, nie chodzi o to, że była napakowana, bo raczej nie urosła na wysokość :v) 

Potem już tylko odprawa i czekanie na lot. Nie wiem dlaczego, nie było wi-fi na lotnisku, mimo, że zawsze było. Ale skoro miałam czas, to napisałam parę postów i byłam w kiosku po wrześniowe wydanie VOGUE. Odwiedziłam nawet Korsa, ale chyba Pani uznała, że jestem obdartusem (dres nie jest niczym złym i nie świadczy o zawartości portfela, no ale cóż) i nie była specjalnie miła. 

W samolocie siedziałam obok 2 Polaków, ale nie byli specjalnie towarzyscy bo siedzieli sobie i nic nie mówili. W sumie nie dziwię się, bo ja też byłam zmęczona, ale nie spałam! Tak obudziłam się ok. 8 rano 9 września (czasu amerykańskiego) i nie spałam do 23 10 września (naszego czasu). Ale mimo to jetlag był. Ale o tym kiedy indziej. 

Do Frankfurtu doleciałam 30 minut przed czasem, ale zanim przeszłam milion kontroli celnych (nowe, zaostrzone wow wow) to przyszłam na 3 minuty przed boardingiem! (ciekawe o ile byłby opóźniony samolot do Katowic, gdyby ten z JFK był "na czas") Ale zdążyłam zahaczyć o bezcłową i wydać jedyne 5euro które przy sobie miałam. 

Samolot do Katowic był pusty, każdy pasażer miał miejsce przy oknie :D Jedyne co mnie zasmuciło to fakt, że dostałam vege kanapkę (a może chciałam szynkę :/). I mój żołądek bardzo bolał po soku pomarańczowym, ale problemy z trawieniem to coś co przywiozłam ze sobą z USA. :< Ale cóż, samolot do domu na czas, bagaż na miejscu i wszystko w porządku! 







DZIEŃ 8 #PRZEPROWADZKANABROOKLYN #BROOKLYN #REDHOOK

Pożegnania czas... Nadszedł ostatni dzień większości osób z naszej grupy. Dla mnie to prawie ostatni dzień bo kolejnego dnia to ja wylatywałam do Polski. Z apartamentu wyszliśmy przed godziną 11 i poszliśmy na nasze ostatnie śniadanie i kawę do Mc Donald's. Później było smutne pożegnanie i rozdzielenie. Ja i kolega poszliśmy z naszymi bagażami na metro prowadzące do serca (hehe) Brooklynu. Stamtąd musieliśmy jechać jeszcze jakieś 20 minut autobusem i iść kolejne 15. Wspominałam, że miałam 2 walizki? 1 miała 23kg, 2  miała 8 i jeszcze plecak z laptopem i innymi gratami! Tak, było ciężko, tak pot się lał i tak, myślałam, że umrę! Ale dom do którego trafiliśmy był prześliczny. Tak właśnie wyobrażałam sobie domek w NYC, ładnie urządzony, w miłej okolicy (bo tak Brooklyn jest świetną okolicą!). Po zakwaterowaniu i prysznicu pojechaliśmy na Manhattan i tam spędziliśmy resztę dnia.  Dzień był meczący i już około 1 byłam w łóżku (co jest baaaardzi wczesną porą jak na NYC). Teraz czas na parę zdjęć, bo jako, że byłam mega wykończona to też zdjęć zbyt dużo nie ma. 



DZIEŃ 7 #CENTRALPARKZOO #KOLEJKABROOKLYNBRIDGE #DYLANSCANDYBAR #LITTLEITALY #NAJSTARSZAPIZZERIA #CZARNELODY

Hejka! Dzień 7 był jednym z fajniejszych dni. Nie było już spiny, że musimy lecieć żeby gdzieś zdążyć. Rano poszliśmy sobie na spacer do Zoo w Central Parku. Cena wejściówki to 12 $ więc nie jest źle ;) Z jednej strony lubię zoo bo można pooglądać zwierzęta etc. Ale, właśnie jest jedno ale. Zwierzęta nie są w naturalnym otoczeniu, mają mało miejsca i wgl. Ale już nie marudząc, zwierzątka były przesłodkie. Trafiliśmy też na karmienie! Ale, że źle się czułam (teeee dni) to ja sobie siedziałam i umierałam a ziomeczki oglądały sobie zwierzaczki. Nawet można było wejść do miejsca, gdzie ptaki sobie wszędzie latały i jak się miało trochę szczęścia (nie, nie miałam) ro i przyleciał i na łapce usiadł! 

Po wyjściu z Zoo podjechaliśmy metrem w miejsce o którym usłyszeliśmy od znajomych poprzedniego dnia. Była to kolejka na kartę z metra, która przejeżdżała jakby obok mostu Brooklynskiego. Dla mnie bomba. Widoki świetne, ale kolejka bardzo szybko przejechała i już byliśmy na Brooklynie. 

Później poszliśmy na kolejny spacer ulicami NYC i trafiliśmy do "Dylan's candy bar". Ja kocham muffiny i całą otoczkę uroczych i słodkich rzeczy , więc byłam w raju! Żałuję, że nie miałam więcej czasu, bo nie byłam na piętrze, gdzie jest bar w którym siedzi się w stolikach w kształcie cupcaków! No raj na ziemi! Kupiłam tam sobie trochę słodyczy i dziwną czekoladę. Dlaczego dziwną? Bo była o smaku bekonu! Ale już w Polsce zjadłam ją z siostrą i jej chłopakiem i nie była specjalnie bekonowa. Bardziej jak czekolada z czymś słonym, ale nie było to bardzo oczywiste, że jest to bekon. A szkoda, bo bekon kocham :D  

Gdy wracaliśmy, postanowiliśmy się rozdzielić i część poszła się spotkać drugi raz z ludźmi z campu a część poszła (tak jak ja) w inne, mniej znane strony NYC. Odwiedziliśmy China Town (mnie jakoś niespecjalnie jara, wszystkie na całym świecie wyglądają tak samo) i Little Italy. Zupełnie przez przypadek trafiliśmy do "Najstarszej Pizzerii w Stanach Zjednoczonych". Pizza była przepyszna :v Do picia jako, że mam 20 lat wzięłam bezalkoholowe piwo. Pizzy nie byłam w stanie zjeść całej, bo była mega sycąca i przepyszna. (Zjadłam ją na kolację w pokoju <3) 

Ale co tam, że pękam! Deser trzeba zjeść. Ale jaki... Czarne lody! Już parę miesięcy temu widziałam je na Instagramie i stwierdziłam, że nie wyjadę z Nowego Jorku jeśli ich nie zjem! No i zjadłam. Były przesmaczne. Ale ich smak nie był oczywisty. Podobno są kokosowe, ale jak dla mnie smakowały jak mleko z kokosa niż jak sam kokos. Natomiast dla moich znajomych miały smak "dziwny ale dobry". Ile ludzi tyle opinii :D 

Tego dnia pojechaliśmy na mieszkanie wcześniej, bo kolejnego dnia większość wyjeżdżała do Polski a ja i 1 kolega musieliśmy opuścić mieszkanie i jechać na inne. Właściwie już nic więcej się nie działo, więc teraz czas na zdjęcia!