środa, 24 sierpnia 2016

Ostatni wolny dzień w tym sezonie!

Niestety, camp ma to o siebie, że jest się w lesie i niby czas wolno leci a tak serio za zapierdziela jak szalony! Tak było i tym razem. W tytule ostatni, ale tak rzeczywiście to powinnam była mieć jeszcze jeden dzień, natomiast na post campie praca jest łatwa i do 17 także pracowałam. Jednak w mojego ostatniego offa to nie poszalałam. Spędziłam cały dzień na campie i w sumie żałowałam, że nie pracowałam... Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - zrobiłam porządek : D 




Jako, że post jest krótki to może napiszę też coś o restauracji KOTO w której byłam na kolacji dziękczynnej za parents day :p Generalnie cała magia tego miejsca polega na tym, że kucharz stoi przed nami i robi jedzenie na naszych oczach, Ja wybrałam sałatkę, ryż z kurczakiem i łososiem ;) Obsługa bardzo miło, jedzenie  najlepsze i całym Pittsfield, nic dodać nic ująć :v 





POLISH FESTIVAL 
A i takie cudo mieliśmy. Był to w sumie odpust pod kościołem
 w Pittsfield, ale można było zjeść pierogi czy gołąbki (golumbki)
 i posłuchać staaaaarych polskich hitów!





ICE CREAM PARTY!
Imprezka raz w tygodniu na której można było się najeść lodów :p 



No i typowa ja w swoim świecie :p 


Siniak który nabiłam, spadając z łóżka piętrowego....

Myślałam, że ten ziomek jest żelkiem :D 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz