sobota, 21 stycznia 2017

CHOROBA, NIE POTRZEBA WIELE ŻEBY POMAGAĆ, NEW JOB

Ostatnio wiele się u mnie działo. Może nawet zbyt wiele. Już na samym początku roku gdy każdy "wypełnia" swoje postanowienia noworoczne ja leżałam w łóżku z gorączką i wzięłam l4 w pracy... Choroba trzymała mnie przez cały tydzień, a wolnego miałam 3 dni... Później musiałam się pofatygować na uczelnie po wpis którego nie było w mróz jaki pamiętam z okresu podstawówka - gimnazjum (ach te wspaniałe -25 stopni). 
 
W taką pogodę nawet ciepłe skarpetki w butach UGG niewiele pomogą. W taką pogodę każdy powinien dostać wolne i siedzieć w domu w kocu. Niestety szara rzeczywistość na to nie pozwala. Po 2 dniach gorączkowania na uczelni musiałam wrócić do pracy. 
 
Czułam się dużo lepiej, ale jak tylko weszłam i poczułam klimatyzację to wszystko wróciło. Leczyłam się z tego praktycznie drugie tyle. Ale jako, że nowa praca to nie mogłam brać znowu chorobowego. 
 
Gdy już całkiem wyzdrowiałam to zobaczyłam grafik na mijający już tydzień i dostałam BIAŁEJ GORĄCZKI. 4 dni wolnego w tygodniu. Świetnie. 2 dni na uczelnię rozumiem, bo chciałam, ale kolejne 2? Nie rozumiem i nie zrozumiem. Ale dla wyrównania w przyszłym tygodniu pracuję 6/7 dni yeeea... 
 
Ostatnio czuję się jakby każdy dzień był takim małym piątkiem 13. Ale są małe promyczki które czynią dni barwniejszymi. Ostatnio np. był WOŚP. Wtedy też miałam uczelnię krócej i wybrałam się po najlepszą rzecz pod słońcem - warkocz klonowy z Lidla. Nie ma go niestety w żadnym Lidlu w mojej okolicy więc jak już się po niego wybieram to jest to poważna sprawa! :D Kupiłam 2 ostatnie i poszłam wesoło na przystanek. Jeden w drodze, drugi przy kawie. Taki był plan. Ale spotkałam bezdomnego - nie śmierdział alkoholem, nie chciał pieniędzy... Chciał czegoś do picia lub zjedzenia. Że akurat miałam warkocz to dałam mu żeby sobie zjadł. Spodziewałam się, że go nie będzie chciał, że powie "wole sobie sam kupić". Ale zjadł, podziękował, porozmawiał, umilił mi czas oczekiwania na tramwaj. Tuż przed moim wejściem do niego przykleił mi na szalik serduszko "WOŚP" i powiedział, że on idzie pieszo bo nie ma na bilet. Nigdy wcześniej nie zrobiło mi się tak przykro, że nie mam drobnych w portfelu... Zawsze płacę kartą i to co mogę to wpłacam na konto. Ale od tego dnia, trzymam przy sobie choćby i 5 zł, żeby móc pomóc komuś kto rzeczywiście tego potrzebuje. Tak się wygadałam i jakoś mi lepiej na sercu...
 
W tym samym dniu byłam tez w barze na piwie z przyjaciółką. Muszę zacząć lepiej organizować swój czas, bo mieszkamy od siebie 100 metrów a widujemy jakbyśmy mieszkały 100 km. Tak więc po tym co napisałam można wywnioskować parę moich "2017 goals"!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz